1. Przegląd Malarstwa Młodych PROMOCJE 1990
Wernisaż: 9.08.1991 r. – godz. 19.00, Biuro Wystaw Artystycznych, pl. Katedralny 1
Miejsce: Biuro Wystaw Artystycznych, pl. Katedralny 1; Legnickie Centrum Kultury, Chojnowska 2
Wyróżnienia i nagrody główne:
Grand Prix Biuro Wystaw Artystycznych w Legnicy
Łukasz Konieczko (ASP Kraków)
Wyróżnienie ufundowane przez Hutę Miedzi „Legnica”
Adam Chmielowiec (ASP Wrocław)
Wyróżnienie ufundowane przez Hutę Miedzi „Legnica”
Danuta Joppek (PWSSP Poznań)
Wyróżnienie ufundowane przez Hutę Miedzi „Legnica”
Dorota Kamyszek
Nagroda specjalna Ufundowana przez Pawła Sosnkowskiego
Łukasz Konieczko (ASP Kraków)
Do edycji zgłosiło się 52 artystów.
Uczestnicy wystawy:
Dorota Artychowicz, Tamara Berdowska, Marek Błachowicz, Paweł Eryk Cabanowski, Adam Chmielowiec, Jolanta Czernecka, Alicja Czynczyk, Stanisław Czyżycki, Cezariusz Deliński, Rafał Dembski, Andrzej Dziubałka, Marek Drzewiecki, Kazimierz Frączek, Andrzej Gąsieniec, Łukasz Głowacki, Bogna Gniazdowska, Maja Godlewska, Dajan Gospodarek, Jolanta Górnicka-Mościcka, Andrzej Hamera, Mariusz Horeczy, Anna Jarząbek, Danuta Joppek, Dorota Kamyczek, Anna Karska, Łukasz Konieczko, Mariusz Korbański, Zbigniew Kosowski, Barbara Kuciapska-Zając, Sławomir Kuszczak, Grażyna Kręczkowska, Jerzy Krok, Robert Lemke, Joanna Panasiuk, Aleksandra Podkowiak, Beata Popławska, Ryszard Przestrzelski, Rafał Roskowicki, Elżbieta Serwaczak, Mirosław Sikorski, Marek Sobczak, Agnieszka Starościak, Bogusław Strzopa, Bożena Szuflita, Teresa Tarach-Ryczko, Joanna Trąbska, Anna Tyczyńska, Małgorzata Walkosz-Lewandowska, Elżbieta Wasyłyk-Haile, Jacek Weppo, Szymon Wójcik, Mariusz Woszczyński.
Jury:
Mirosław Ratajczak (przewodniczący) – krytyk sztuki, redaktor Odry
Janusz Głowacki –
Ryszard Aszurkiewicz –
Grzegorz Musiał –
Leszek R. Rozmus - dyrektor BWA w Legnicy
Komisarze wystawy: Janusz Chabior, Bernadetta Wojtowicz-Pecuszok
Jedna rzecz domaga się na wstępie wyjaśnienia: niniejszy tekst nie odnosi się bezpośrednio to tego, w czym siłą rzeczy będzie zanurzony, kiedy przyjdzie czas jego publicznej prezentacji; nie będzie zatem opisem prac zgromadzonych na legnickim przeglądzie, nie będzie interpretacją wątków, jakie dadzą (lub nie dadzą) wywieść się z tej sytuacji (mam niewiele danych żeby w tak konkretny sposób zabierać głos), może będzie co najwyżej głosem równoległym w ewentualnej dyskusji. Sądzę jednak , że mogą mieć sens uwagi dotyczące sytuacji nieco ogólniejszej, która tak czy owak będzie towarzyszyła sztuce polskiej, w tym sztuce młodych, czas jakiś, na pewno dłuższy niż ten, jaki minie od momentu zapisania tych słów do ich ogłoszenia. Do rzeczy zatem.
Z pewnością nie bez znaczenia, szczególnie dla młodych artystów, jest ogólna atmosfera panująca obecnie w Polsce w sferze spraw duchowych, artystycznych, kondycja kultury we wszystkich jej domenach. Dałoby się to określić słowem mizeria. Nie idzie mi o to że brak utalentowanych twórców, brak dzieł i wystaw znaczących, mam na myśli szerszy kontekst. Niemal nie istnieje publiczność, ta chłonna, szukająca podniet artystycznych, wyedukowana, mające swoje nawyki i rytuały, która potrafi smakować i celebrować sztukę, dla której sztuka jest potrzebą. Sprawy polityczne, społeczne, kwestie gospodarcze, to wszystko zdominowało życie większości obywateli, wyssało z nich energię i świeżość, sprowadziło na parter codziennych utrapień i związanych z nimi emocji. Co więcej, odczuwa się wyraźny brak sojuszników nawet we własnych szeregach; sami twórcy tylko częścią swoich osobowości uczestniczą w życiu kulturalnym, wielu nie ma głowy ni serce nawet dla swojej twórczości.
Rozbita została struktura instytucji kulturalnych, które działały długie lata a na ich miejsce z trudem wchodzą nowe ośrodki, centra autorytety. Pojedynczo, dorywczo, nie zapewniając kontynuacji i kierunku w stronę jakiejś całościowej wizji życia kulturalnego w kraju. Dotyczy to i uczelni artystycznych, i rysunku, i obiegu galeryjno-muzealnego, i krytyki, i prasy poświęconej sztuce, także związków twórczych.
Zasadniczo zmienił się kontekst, na tle którego działał i znaczył coś szczególnego artysta w Polsce. Mimo wszystkich złych, fałszywych i upokarzających faktów minionych dziesięcioleci, artysta polski miał status specjalny, uprzywilejowany, zapewniający duże poczucie bezpieczeństwa, statystyczna “średnia” jego zachodnich kolegów mogła mu tylko pozazdrościć, w pewnym sensie. Elity artystyczne i intelektualne elitarność swoją bardzo często zawdzięczały jednak “urzędowemu” mianowaniu. Myślę, że sprawa ta nie jest bez znaczenia dla młodych, z paru powodów. Po pierwsze, znajdują się oni pod wpływem tychże elit do dziś, może on być mniejszy lub większy, może budzić akceptację lub protest, ale istnieje, istnieją wzory, do których wciąż jeszcze się odwołujemy. Po drugie, katzenjamer, jaki stał się udziałem dawnych elit promieniuje na całe życie kulturalne, sprzyja resentymentom i fałszywym oceną sytuacji. Po trzecie wreszcie, zarówno młodzi jak i starsi nieco od nich przeżyli kilka jałowych lat (pomijam w tym miejscu wyjątki), jedni i drudzy są “wygłodzeni” artystycznie i społecznie, w tym sensie, że w swoich dziedzinach chcieliby wreszcie zaistnieć możliwie najpełniej i odnosić sukcesy. Ale, jak obserwuję, ci starsi mają nieporównywalnie lepszy start w bieżące życie kulturalne; odnawiają się środowiska, ale i starsze układy, powracają znane formuły działania i odżywają zdolności rozgrywania swoich interesów w różnych instytucjach. Młodzi z natury rzeczy zajmują tu podrzędniejsze pozycje.
Jakieś rozwiązanie mógłby przynieść wolny rynek sztuki. W pewnym momencie dawało to nawet efekty, ale dzisiaj znów nadzieje stają się wątłe. Rynku prawdziwego, takiego jak na Zachodzie, u nas nie ma i długo jeszcze nie będzie. Nawet te nieśmiałe przyczółki, które się pojawiły wydają się cofać, z różnych powodów, których tu nie sposób rozwinąć.
Obecny moment wydaje mi się jest momentem martwej ciszy. To o czym pisałem powyżej dotyczyło kwestii społecznych, pozaartystycznych, ale są także przyczyny w samej sztuce.
W latach osiemdziesiątych mimo fatalności dziejowych, nastąpiło wiele dobrego. Mówiąc w skrócie, ujawniły się dwa nowe bieguny, dwa główne punkty odniesień. Pierwszy pojawił się w sztuce, która rozwijała się w tzw. “ruchu przykościelnym”, drugi ustanowili młodzi artyści z pod znaku “nowej ekspresji”. Jedni i drudzy wykazywali niezwykłą wrażliwość na czas i okoliczności dziejowe, choć odmiennie do nich podchodzili, jedni i drudzy odkrywali swoją tożsamość i efekty tego bywały znakomite. Ta wielka fala młodej, dynamicznej sztuki odświeżyła krew naszej kultury, zbliżyła ją, dzięki szczęśliwym koincydencjom, do tego co było aktualne w świecie, oczyściła w pewien sposób z kompleksów; być polskim artystą nie znaczyło już, być artystą podrzędnym (przynajmniej przez pewien czas tak się wydawało). Ta fala jednak już przeszła, pozostali jak zwykle najlepsi i ci rozwijający się nadal, ale oni już nie pociągną tego pokolenia, które obecnie wchodzi na scenę, raczej pogłębiać będzie proces indywidualizacji.
Nie widać również kontynuacji tendencji bardziej kontemplacyjnej, tej usiłującej odnaleźć drogę do sacrum, do wartości podstawowych rozmytych przez awangardy, komercję i manipulacje ideologiczne. Młodzi -dzisiaj- stają więc nad nie wygasłym jeszcze, ale już porzuconym ogniskiem, przy którym obozowali wczorajsi wędrowcy. To nie jest zupełnie dziewiczy teren do eksploracji.
Czy to wszystko znaczy, że przyszłość przed młodymi rysuje się czarno? Nie, wystarczy zdać sobie sprawę, że najwięcej zależy od jednostki, od jej determinacji, pracy, wyobraźni, talentu. W jakiś sposób gra staje się czystsza, choć na pewno trudniejsza. Znikają podpory, protezy, i etykiety zastępcze, trudno już będzie stać się “etatowym” artystą, wzrosną notowania indywidualne, spadną “tendencje” i kryteria koniunkturalne. Rzeczywistość nie da się tak łatwo zlekceważyć, na różne sposoby będzie weryfikować dokonania twórców.
Na dobrą sprawę widzę jeden ważny problem. Nie dzieli nas już od świata żelazna kurtyna. Ta dostępność ma niewątpliwe zalety których chyba nie trzeba wymieniać, ale kryje też w sobie pułapki, pokusy, które powinny być dostrzeżone. Czy młodzi artyści potrafią wykorzystać tradycję i źródła rodzime, czy poszukując siebie, odkrywając swoją tożsamość, zdolni będą zasilać ją sokami czerpanymi z formacji kulturalnej, która jest ich dziedzictwem, czy dostrzegą w niej szansę na oryginalność, płodność, materiał inspirujący i wzbogacający kulturę uniwersalną? Europa, świat, kariera, sława, pieniądze, czy w tym projekcie zmieści się jakaś kariera “polskości”, swoistości, barwy lokalnej? Miejmy nadzieję…
Mirosław Ratajczak, czerwiec 1991
Prawie wszystkie zjawiska i wydarzenia dokonują się prowokowane bądź inspirowane przez działania wcześniejsze. Dzieje się tak również w malarstwie, gdzie to, co już znane, istniejące, określone, wywiera wpływ na to, co dopiero powstaje, kształtuje się. Może to być wpływ bezpośredni, inspirujący w kierunku dalszych poszukiwań w ramach danego, zaistniałego już języka plastycznego lub wpływ pośredni, rodzący postawy buntu, sprzeciwu wobec tego, co znane i uznane.
Faktem istotnym i nieobojętnym dla artystów debiutujących u początków dekady lat dziewięćdziesiątych jest to, że czas ich rozwoju i formułowania artystycznych postaw był jednocześnie czasem sukcesów “Nowej fali”, czasem wielkich , szeroko rozreklamowanych, pokoleniowych wystaw. Nic też dziwnego, że w okresie studiów pozostawali oni często pod wpływem swoich o parę zaledwie lat starszych kolegów, że utożsamiali się z nimi. Tym bardziej, że owa “Nowa fala” po okresie poprzedzającej ją chłodnej sztuki konceptualnej wydawała się mieć same zalety. Była prosta, emocjonalna, spontaniczna, żywiołowa, odważna, wychodząca naprzeciw oczekiwaniom odbiorców. Ponadto, “Nowe malarstwo” stało się szansą na odrodzenie rynku sztuki.
Nadzieje, jakie wiązano z “Nowym malarstwem” na odrodzenie sztuki wkrótce jednak się załamały. Przyczynili się do tego przede wszystkim sami artyści. Okazało się bowiem, że nie tylko wierzą oni w sztukę, ale wręcz wyrażają publicznie przekonanie o jej zbędności: “Człowiek współczesny, bardzo obciążony informacją przekazywaną przez prasę, radio, telewizję, reklamę… niezdolny jest do przyjmowania sztuki z dużej litery, dlatego należy tworzyć dzieła proste, bliskie kulturze pop, efektowne i do jednorazowego obejrzenia”.
Poddając się modzie i prawom rynku sztuki “nowi” malarze malowali ogromne ilości obrazów nie martwiąc się o poziom ich wykonania. Niektórzy z nich, jak D. Salle na łamach amerykańskiego “Art’s Magazine”, nie kryli swojej cynicznej postawy przyznając, że: “sztuka współczesna nie oznacza nic, jej powołaniem jest mistyfikacja widza a artysta powinien blefować, nadawać swoim pracom taką formę, by wyciągnąć od odbiorców więcej pieniędzy”.
Po okresie fascynacji przyszedł czas refleksji. Dostrzeżono, że często to, co w sztuce “dzikich” wydawało się wrażliwe jest powierzchowne, to co proste - banalne, a to co emocjonalne - wykalkulowane. Mimo to wielu młodych artystów pozostało wiernych swoim fascynacjom sztuką “dzikich” uważając, że jej błędy były winą jednostek. Kontynuowali zatem ten rodzaj twórczości, tym samym przedłużając istnienie formacji na lata dziewięćdziesiąte.
Przed innymi młodymi artystami, którzy wierzyli a potem zwątpili w szczerość ideologii “dzikich” pojawiła się pustka. Próbowali ją wypełnić sięgając do wcześniejszych fascynacji - do sztuki lat sześćdziesiątych, abstrakcji organicznej, malarstwa znaku, malarstwa gestu…
Ubiegłoroczne wystawy dyplomowe były wyrazem obu tych tendencji: kontynuacji sztuki lat osiemdziesiątych i jej negacji odrzucenia.
W styczniu 1990 roku w Magazynie Kulturalnym Wrocławia “Że” ukazał się mój artykuł pt “Awangarda, neoawangarda, transawangarda i co dalej…?”, kończył się następującym stwierdzeniem: “W końcu lat siedemdziesiątych w galeriach panował wykalkulowany chłód i było nudno. Koniec lat osiemdziesiątych przyniósł wykalkulowane (przeważnie) emocje. Było gorąco, ale często również nudno. Co przyniosą nam lata dziewięćdziesiąte? Może zatęsknimy za tym, żeby było ciepło i rozmaicie? I może nikt tego ciepła, tej równowagi intelektu i intuicji nie będzie próbował wymyślić.”
Od tamtej pory minął rok i wciąż trudno tu coś prorokować. Być może odpowiedzi na te pytania odnajdziemy na wystawie “Malarstwo młodych - promocje 90” w salach legnickiego BWA w sierpniu 91 roku.
Janusz Jaroszewski
pracownik dydaktyczny PWSSP we Wrocławiu,
artysta malarz
Dla młodego malarza, rzeźbiarza czy grafika częste publiczne pokazywanie swoich prac, kontaktowanie się ze swoim widzem jest niemal równie ważne jak sama twórczość. Może nie aż tak jak dla młodego aktora czy wirtuoza, dla których te obydwie dziedziny aktywności stanowią niemal jedność jednak o wiele bardziej ważne niż dla dojrzałego i w pełni ukształtowanego artysty uprawiającego którąś z dziedzin plastyki.
Dzisiejsze zacieranie się różnic między konwencjami, wychodzenie w swych działaniach poza statyczne pojmowanie dzieł plastyki przez wprowadzenie elementu ruchu, a więc i czasu, osobiste współdziałanie autora jak i angażowanie współuczestników imprezy - spektaklu coraz bardziej zbliża spotkania plastyczne do działań parateatralnych, baletowych czy muzealnych. Myślę jednak, że i bez tego dodatkowego powodu domagającego się bezpośrednich kontaktów autorów z widzem-odbiorcą, młody człowiek uprawiający malarstwo, rzeźbę czy grafikę potrzebuje publicznego konfrontowania swojej twórczości z otoczeniem. Nie jest to sprawa artystowskiego ekshibicjonizmu, nie jest też wyłącznie sprawą udokumentowania swojej obecności w środowisku.
Potrzeba ścierania się własnego egotyzmu z oporną, beznamiętną, często mało przychylną opinią świata jest potrzebą zarówno młodego nonkonformisty próbującego odkryć świat od nowa, jak i utożsamiającego się ze społecznym zapotrzebowaniem i marzącego o oficjalnej aprobacie wyraziciela obiegowych fobii, gustów i interesów.
W tym ścieraniu się kształtujących się osobowości twórczych z inercją toczącego się wokół, napędzanego sprzecznymi motywacjami, gustami i aspiracjami społecznego życia hartują się artystycznie charaktery, postawy twórcze, talenty. W ostatnich latach odczuwamy dotkliwy brak stałych, dużych przeglądów naszych młodych twórców. Nie zastąpią ich rzadkie, przypadkowo rozproszone po małych galeriach indywidualne pokazy, jak i wyreżyserowane, gigantyczne imprezy gubiące poszczególnych autorów i reprezentujące tylko postawy ich organizatorów. Szok ekonomiczny, jaki przeżywa obecnie nasze życie kulturalne zaczyna coraz bardziej wyzwalać społeczne, zdecentralizowane inicjatywy. Jedną z nich jest zorganizowana przez Biuro Wystaw Artystycznych w Legnicy wystawa absolwentów naszych szkół artystycznych.
Myślę, że wokół takich właśnie imprez będą się w najbliższych latach koncentrowały środowiska młodych twórców, aktywizowały artystyczne grupy, ścierały opinie, tworzyły postawy, krzepły talenty.
Prof. Jan Tarasin
ASP Warszawa
Można pogratulować BWA w Legnicy koncepcji wystaw promocyjnych “młodego malarstwa”. Obecnie gdy większe wystawy oficjalne są jednak rzadsze w wystawy w galeriach komercyjnych nie zawsze mogą spełnić tę rolę co Wasza wystawa - to bardzo dobra jest konfrontacja malarza zaczynającego samodzielną drogę twórczą z innymi z innych ośrodków, gdyż obiektywizuje “samosąd” młodego twórcy o sobie.
To pierwszy i bardzo ważny aspekt tej wystawy - Poszerzenie pola świadomości artystycznej twórcy.
Drugi - to ujawnienie nazwisk, które za kilka lat mogą być gwiazdami pierwszej wielkości w sztuce polskiej (czy europejskiej o co - jak ufamy - będzie łatwiej poprzez zwiększenie kontaktów).
Równie interesujący jest pomysł przeglądu tych malarzy którzy za kilka lat osiągnęli wyższy próg sztuki.
Będzie ciekawe zobaczyć w r. 1995 kto z dzisiejszych debiutantów osiągnął własny wyraz(o co najtrudniej) lub wysoki poziom realizacji artystycznej.
Mówi się czasem, że krakowskie malarstwo jest tradycjonalne, mało nowoczesne, jakby w sztuce na słowo (rodem z pokazów modeli nowych samochodów) miało jakąś istotną wartość.
Myślę, że wcale tak nie jest. Może tylko w Krakowie zwracamy większą uwagę na prawdę osobistą, na Quality realizacyjną, co powoduje, że rozwój młodego malarstwa może trwać dłużej, bo jest trudniejszy, bowiem jak pisał Gombrowicz:”...Jeśli tak łatwo to przychodzi, czy może być dobre?...”
I zawsze na końcu tylko osobiste, własne, niepowtarzalne jest najnowocześniejsze, bo może przetrwać i trwać.
Czego też młodym twórcom życzę!
Józef Lucjan Ząbkowski
prof. Wydziału Malarstwa
dziekan Wydziału Malarstwa
ASP w Krakowie
Kraków, maj 1, 1991
Malarstwo młodych - promocje 90
Istnieje coś takiego jak przynależność do miejsca, czasu i tradycji. Nie uwolni się od niej nawet najbardziej awangardowy twórca, bo i jego twórczość czymś się karmi.
Dla wrocławskiej uczelni takim wspólnym pokarmem jest koloryzm, spadek po tych, którzy objęli tę szkołę zaraz po wojnie. To, co przekazali swoim uczniom, co kolejne pokolenia rozbudowały o własne fascynacje i własny bunt, owocuje stale. Teraz - twórczością bardzo charakterystyczną, w której koloryzm jawi różne oblicza.
Jednym z nich jest pewna forma dekoracji łącząca stylistykę “dzikich”, abstrakcji i koloryzmu. Myślę tu o grupie młodych malarzy związanych ze sobą nieformalnie, połączonych podobnymi losami twórczymi i przeżywaniem wspólnej przygody artystycznej. Nie bez znaczenia jest też zapewne fakt, że są zaprzyjaźnieni prywatnie.
Jako studenci rozpoczynali swoje samodzielne poszukiwania w abstrakcji, potem przeszli fascynację sztuką “dzikich” a problemy malarskie które zajmują ich teraz nazwałbym ekspresją kolorystyczną.
Tworzą obrazy o dużych formatach, bo takie właśnie, pełne rozmachu malowanie daje im możliwość pełnej rozmachu i ekspresji emanacji kolorem.
Jest to malarstwo żywiołowe, artystom zależy wręcz na efektach pewnej swobody i nonszalancji, co sprawia wrażenie łatwości tworzenia a niekoniecznie jest prawdą.
Kolor nakładany jest przez kolejne nawarstwienia, więc chociaż artysta używa go w stanie czystym, wibrującym, uzyskuje efekt przetrawiony, efekt wzajemnego przenikania barw - wypadkową wielu zestawień i połączeń.
Jest to sztuka łącząca abstrakcję formy z pretekstem konkretu wywiezionego ze sztuki “dzikich”, z całym uproszczeniem i umownością. Pojawiają się znaki, fragmenty pejzażu, przedmioty czy postacie, ale są one wyłącznie pretekstem, służą głębinowemu rozbudowaniu obrazu, konstruują kolejne plany, wzbogacają ekspresję wyrazu. Cała bowiem istota tego rodzaju twórczości polega na emanacji kolorystycznej, na emanacji emocjonalnej kolorem.
Tego rodzaju twórczość jest bardzo charakterystyczna dla pokolenia, które w drugiej połowie lat osiemdziesiątych ukończyło wrocławską uczelnię plastyczną i które bardzo aktywnie zaznacza swoje istnienie w środowisku, przede wszystkim wystawami z cyklu “do góry nogami”. Kilku z malarzy jest lub było zatrudnionych we wrocławskiej PWSSP, co ma swoje znaczenie, bo intensywność tego malarstwa, jego interesująca osobowość nie pozostaje bez echa wśród najmłodszych artystów czy jeszcze studiujących. Jakkolwiek jednak przetworzą oni tę sztukę, zapewne nie będą obojętni wobec jej sedna, jakim stale jeszcze jest we Wrocławiu tradycja koloryzmu.
Zofia Gebhard
Wernisaż
https://promocje.legnica.eu/index.php/edycje/item/128-promocje-1990#sigProGalleria99af1a1708